Pora relaksu

Pogoda cały czas dopisuje, życie płynie i z racji tego że bliski mojemu sercu osobnik a raczej osobniczka z naszego rodzinnego stada osiągnęła barierę wieku (pewnego ;-)). Postanowiłem zabrać stadko na wyżerkę do lokalnej restauracji, po przeszukaniu googla i portali tematycznych wybrałem lokal o szumnej nazwie  Cerberus Beach House. 

Po prawej schody na górę do restauracyjki, na dole bar do obsługi tych co nie do restauracji ;-)


Piątkowym wieczorem dotarliśmy na miejsce szybko i sprawnie, potem było gorzej bo musiałem się zmierzyć z 16 stromymi schodami (no ale czego nie robi się z miłości ;-)). Jakoś zasiedliśmy przy zarezerwowanym stoliku i oddaliśmy się radosnemu kontemplowaniu życia z widokiem na zatokę i zatopiony w niej okręt wojenny, jakże romantyczne to złomisko było bo otoczone żaglówkami i radosnym gwarem plażowiczów.

Widok z okna jaki mieliśmy z okna restauracji, nie obróciłem telefonu do pozycji poziomej i wyszło zdjęcie pionowe ;-)
Radosne pokrzykiwanie mew (w sumie plaża bez mew to nie plaża) umilało nam studiowanie menu. Wybór na szczęście nie był zbyt wygórowany, bo lokal prosty wybrałem ;-). Już po kwadransie i zażartych dyskusjach decyzje zostały podjęte. Po drodze pojawiła się lampka wina i generalnie zrobiło się miło, nawet dzieciarom się spodobało a już myślałem, że umrą  z nudów bo zabroniłem im brać iPody do zabawy.
Wjechało jedzonko i tu poczuliśmy pewną ulgę bo zamówiliśmy coś co dało się zjeść i wszyscy byli zadowoleni. Nie lubię pokazywać miski ale tym razem zrobię wyjątek (mam nadzieję, że jesteście po obiadku ;-).:

1. Konfitura z kaczki z dżemem z buraczków i innymi dodatkami. Ciekawe i smakuje super.

Kaczkę schowali do tego słoiczka ;-)
2. Krewetki z tygrysa w sosie z ognistych papryczek, nie było takie pikantne jak sądziłem, pychota jednym słowem.

Krewetki tygrysie z chili sosem i limonką.

3. Szczytowe osiągnięcie w dziedzinie sztuki kulinarnej jakie dotarło tu do nas z Anglii czyli fish and chips (rybka z frytkami) ale w wydaniu absolutnie doskonałym.

Jak proste danie można podać atrakcyjnie. Fish and chips magnifik ;-))

Po tym pieszczeniu podniebienia, zdecydowaliśmy się na desery ale tu zdjęć wam już nie będę pokazywał bo jeszcze zalejecie się śliną i będę miał  potem kłopoty ;-).  Desery były odlotowe miedzy innymi krem Brole i biszkopty cynamonowe, Panna Cotta w sosie truskawkowym i czekoladowa tarta.  Powiem tak, wyżera była taka, że jak byśmy zamówili wersje duże tych posiłków to byśmy nie przejedli, na szczęście pomyśleli o takich niejadkach jak my ;-)).

Desery i rozjarzone koparki nad talerzami z deserami ;-)

Jak widać  w jednym deserze jest świeczka urodzinowa, którą zupełnie niespodziewanie nam podali razem z deserem dla osobniczki, no niby nadmieniłem że to uroczysta kolacja, ale żeby aż tak, to miło z ich strony.  Oddając się rozpuście podniebienia (a to już był post, znowu nie zachowany ehh), ani się obejrzeliśmy i noc nadeszła i trzeba się było zbierać bo dzieciary spać muszą. 

Na zakończenie mały spacer na lokalne molo, bo noc była cudowna (zero wiatru i 25C) tylko chmury zasłoniły zachód słońca, no nie można mieć wszystkiego. Ale zoczyliśmy jak pelikan odławia swoją kolacje, no nie to co zachód słońca, ale zawsze coś:


Wróciliśmy jeszcze wzdłuż nad zatokowej promenady, aby nacieszyć oczy domami na które nigdy nas stać nie będzie, ale które warto sobie pooglądać ;-).

Na zakończenie dzieciary zapytały czy będziemy mogli tam częściej chodzić, chyba wieczór był udany.

Komentarze

  1. Po pierwsze : wszystkiego co najlepsze dla Osobniczki- domyślam się że to uśmiechnięte, starsze dziewczątko to właśnie Osobniczka :)
    Po drugie : u nas właśnie pora obiadowa. I zimowa. I ponura. W związku z tym szczucie słońcem i pychotkami powinno być prawnie zakazane :)
    A po trzecie : przesympatyczna z Was rodzinka.Fajnie że macie słońce ! Pozdrawiam . Marta

    OdpowiedzUsuń
  2. A co tam raz kiedys trzeba troche wyluzowac. Niedlugo u nas zima a u was lato pero pero bilanse bedzie na zero ;-))

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomyslnosci dla szanownej malzonki :) Syn to caly tata, a corka mix mamy i taty , w sumie urocze i zdolne dzieciaki, gratulacje!
    Tak przy okazji, jesli wolno spytac, ile kosztuje taka kolacja w restauracji? Przylatuje wkrotce ze swoja "druga polowa na "urlop zycia" i chcialbym wiedziec, czy bedzie nas stac na zywienie sie w restauracjach :)Niestety, milionerem nie jestem, budzet mam napiety, wiec tak orientacyjnie chcialem sie zorientowac. Musze przyznac, ze hotele w Australii sa OKROPNIE drogie :( ...
    Pozdrawiam cala rodzinke.
    Adam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomaszeruj do knajpki koreańskiej- mu tak robiliśmy. Jedzenie fantastyczne / mało powiedziane!/ , można sobie pogrillować samemu, a ceny .... Miodzio! Odradzam natomiast chińskie - brudno/ strasznie!/, głośno a jedzenie takie sobie. To doświadczenia z niedawnego pobytu i w Sydney i w Melbourne . Pozdrawiam i życzę udanych wakacji. Marta

      Usuń
    2. Bardzo dziekuje Marta. Na pewno skorzystam z porady :) A jesli chodzi o Chinczykow to rzeczywiscie , potwierdzam,mialem kilka razy "nieprzyjemnosc" jedzenia w chinskich knajpkach i wiecej mnie juz nikt nie namowi.
      Pozdrawiam.
      Adam

      Usuń
    3. Hotele drogie to fakt i w zamian marna obsluga. Uwazajcie na czystosc poscieli i w lazience bo prawie nie sprzataja (omiataja wzrokiem ;-) lenie z certyfikatami... Szukajcie knajpek koreanskich jak koledzy wspomnieli oraz tanich japonskich-maja super jedzenie i duze porcje.Prawdziwie budzetowe restauracje dla turystow i studentow. Omijac mcdonalds-rubbish food for rubbish people oraz skupisko aboriginali. Nie jedzcie w hotelu bo bedzie drogo i moze byc stare.
      Jako turysci niestety bedziecie narazeni na rip-off i nie da sie tego uniknac.

      Usuń
  4. Taka kolacja to kolo 150AUD (cala dniowka slabo zarabiajacego robola). Ale ceny sa bardzo rozne, za to samo w centrum zaplacilbym pewnie cos kolo 200. W Sydnej jeszcze drozej moze byc, zobacz sobie na stronie :
    http://www.thatsmelbourne.com.au/DiningandNightlife/Pages/DiningandNightlife.aspx restauracje i wejdz na ich strony tam czesto jest menu z cenami, napiwki nie sa potrzebne,nikt sie nie obrazi jak nie dasz. Zycze udanego urlopu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziekuje bardzo za informacje. Troche drogo, ale jakos sobie poradze, i tak najwiecej pojdzie na hotele, przeloty do Sydney, Alice Springs oraz Cairns, a takze wynajecie samochodu. Wycieczka na Great barrier Reef tez do tanich nie nalezy. Zonka zaczyna juz narzekac, ze za te pieniadze "OBY ta Australia byla warta odwiedzenia" ! Przyznac sie musze, ze to moja "podroz zycia", malzonka wolalaby na przyklad Karaiby :)
    Dziekuje i pozdrawiam.
    Adam

    OdpowiedzUsuń
  6. Byłam, widziałam. Wiesz, chyba też już wolę Karaiby... A dobry, duży obiad w koreańskiej knajpce to wydatek około 60 AUD na dwie osoby . Można przeżyć. Napisz po powrocie, kto miał rację :) Pozdrawiam. Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troche mnie wystraszylas Marta! :) Mam nadzieje, ze po powrocie zona nie bedzie mi przez nastepny rok suszyla glowy ...
      Na pewno napisze po powrocie.
      Pozdrawiam raz jeszcze .
      Adam

      Usuń
  7. Australia jest grubo przereklamowana. Jak juz tam trafisz to przynajmniej powinno byc tanio zeby czlowiek nie byl do konca rozczarowany, jednak tanio nie jest i to jest zle bo nawet turystycznie nie jest atrakcyjna. Za wszystko sie strasznie przeplaca, produkty to 100 % made in china, a uslugi tragedia-Boze bron,lepiej zeby nikt nie przyjezdzal i niczego nie dotykal bo zepsuje i jeszcze trzeba mu zaplacic. Zeby o tym wszystkim sie przekonac trzeba tu jakis czas mieszkac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No teraz to juz naprawde chyba sie boje:)Mam jednak nadzieje, ze moze sie "pozytwnie" rozczaruje?? OBY!
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Nie wiem jak to jest mieszkać w Australii. Byłam tylko jako turystka. Dla mnie jednak Australia nie jest krajem dla turystów. Odniosłam wrażenie że jest tylko i wyłącznie dla Australijczyków. Turysta spoza Australii ma nie przeszkadzać i ma być niewidoczny. Tak jak Nowa Zelandia jest obca / niestety !/, tak Australię odebrałam jako całkowicie obojętną.Polecam Singapur - sama radość!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wylatujemy w poniedzialek z Frankfurtu, spedzimy 3 dni w Singapurze, potem Melbourne i nastepne atrakcje, w sumie bedziemy w Australii 3 tygodnie :) Mam nadzieje, ze damy sobie rade z naszym angielskim ( oboje mamy zdany IELTS Academic na 7 i 8) ale to nigdy nie wiadomo, na miejscu sie okaze :)

      Usuń
    2. Teraz juz pewnie za pozno ale na Singapur powinniscie wziac co najmniej tydzien bo na pewno Wam sie spodoba i bedziecie tam jechac ponownie. Australia natomiast niekoniecznie, to wielka pustynia pelna dziwolagow zachlannych na pieniadze. Milej wyprawy!

      Usuń
    3. Nie wiem skad te doswiadczenia z Austtralią. Ja mieszkam tu ponad dwa lata i jestem oczarowany jej urodą i pięknem. Czerwona pustynia? Alez skądże! Outback - wiadomo, ale jest tam tyle przepięknych miejsc. Adamie, przejrzyj nasze relacje z co ciekawszych zakątków na www.agaikubawkrainiekangurow.pl

      Pomyślności!

      Kuba

      Usuń
    4. Kuba, przejrzalem Wasz blog i mam kilka pytan: Jakim cudem tuz po przyjezdzie z Polski do Sydney zamieszkaliscie w takim apartamentowcu i jakim cudem tyle podrozujecie?macie na to czas, pieniadze, itp...? Nie dziwne wiec,ze Australia Wam sie podoba. Kazdy swiezy emigrant chcialby miec takie zycie jak Wy. Niestety, prawda jest taka, ze pewnie z 95procent swiezych emigrantow klepie w Australii tzw "bide" uczeszczajac do roznorakich bylejakich szkol, ktorych ceny zupelnie nie maja sie nijak do jakosci! Kosztuja "jak za zboze" a w zamian dostaje sie "crap". Oczywiscie kazdy liczy na PR po takim "crapie". Jak wiadomo nie kazdemu sie to udaje. Plus te wszystkie koszty wizowe, wynajem smierdzajcej zakaraluszonej dziury zwanej w Au apartamentem, transport, zycie, plus mandaty, etc.., to wszystko sprawia ze Australia zdaje sie byc koszmarem, a nie tym rajem obiecanym! Przez cztery i pol roku cala rodzina plywalismy i tonelismy tutaj jak zepsute splawiki zeby wreszcie po tym cholernie dlugim czasie odbic sie od dna i zaczac calutkie zycie od nowa, od zera. Niemile to uczucie, nie mowiac juz ze przybywajac do Australii cofnelismy sie w rozwoju technologicznym i informatycznym o jakies 20 lat w stosunku do Polski. Ktos zaprzeczy? Prosze Was wiec, nie osadzajcie wszystkich po sobie bo zdaje sie, ze jestescie wyjatkami ktorymi sie od razu udalo i naprawde niewiele osob czytajacych te fora bedzie w stanie Was zrozumiec bo wiekszosc swiezych emigrantow nie zyje sobie tak jak Wy i pewnie predko nie bedzie. Pozdrowienia. D.M.

      Usuń
    5. Ciekawe czy odpisze, ale wydaje mi sie ze sa mlodzi, zaradni, dostali od razu PR i maja prace, bez dzieci, wiec nic dziwnego ze maja fajnie, bo tu jest fajnie wtedy. Drugi wariant bogaty tata/mama ;-))

      Usuń
  9. Mysle ze kolega moze sie zaczac bac faktycznie, AU jest dobrze reklamowana a najladniejsze sa miejsca ktore NIE sa reklamowane tak bardzo, tam tez obsluga jest mila i jest ok. Dobrze ze zaczynasz od Melbourne i bedziesz jechal do cieplego to moze zona troche zmieknie ;-)).

    OdpowiedzUsuń
  10. Kolega juz ma przechlapane, rozwod i w ogole ;-)). Z wlasnego doswiadczenia po zwiedzaniu poludnia Europy i polnocy Afryki moge powiedziec, na slowo turysta ceny skacza o 1000% i jakosc obslugi spada o 100% (bo i tak nie wroci pewnie, wiec po co sie starac). Nie wiedzialem ze pojscie do restauracji wywowola takie przychylne komentarze o AU. Ja tam bylem zadowolony z obslugi, zarcia i czystego kibla, no ale ja tu "tutejszy" to sie starali hehe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam wiesz, Marcinie, co jest faktycznie fajnego do zobaczenia , bo sama z Twych porad korzystałam. I nie żałuję. Myślę, że dla kogoś mieszkającego w Australii, jest ona naprawdę świetnym miejscem do życia. Dla turysty już tak sobie. Ale warto jechać ,choćby po to żeby nie marudzić całe życie , że się nie było :) . Co do czystości - wszędzie było OK , poza chińskimi restauracjami - tragedia. Widocznie im to nie przeszkadza. A do zobaczenia - polecam miasteczko Torquay na Great Ocean Road. Prześliczne. No i oczywiście Healesville - śliczna miejscowość i śliczne Zoo / chociaż tak naprawdę zoo to nie jest/. Pierwszy raz widziałam latające / i wrzeszczące / lisy.Tam też, wracając do Melbourne, zobaczyliśmy przy drodze wielkiego kangura - nieżywego już- najwidoczniej po kolizji z jakimś autem . Sądząc po wielkości kangura- samochód nadawał się tylko do kasacji. Tak więc: uwaga na kangury na drodze i nie jest to żart. Pozdrawiam wszystkich i miłego dnia!

      Usuń
    2. Ano wlasnie Healesville i inne "male" atrakcje nie sa tak reklamowane a to je warto zobaczyc a nie miasta. AU ni ewygra z Europa bo dla mnie obszart morza srodziemnego jest tak cudowny do zwiedzania ze po co pchac sie do AU, ale jesli juz to zrobic to z glowa. Takie melbourne wyglada inaczej jak si eje zwiedzan np. za pomoca wodnej taksowki: http://www.wtcmelbourne.com.au/index.php?mact=News,cntnt01,detail,0&cntnt01articleid=30&cntnt01origid=15&cntnt01returnid=63. Koszt maly ale ile radosci i inne spojrzenie na miasto.
      No dobra szkoda dyskutowac, kazdy tam cos znalesc dla siebie moze na swiecie, puki co jest jeszcze troche miejsc ;-)).

      Usuń

Prześlij komentarz

Bądź człowiekiem i pisz co ci na sercu leży. Nie klnij, dyskryminuj i po prostu nie bądź człowiekiem.

Popularne posty