Tu pożar tam powódź, tu tenis, tam głosowanie.
Ostatni długi weekend w Ozzilandii dopisał sporą ilością wydarzeń pokazujących jak szerokie i różnorodne doznania można mieć podczas życia w tym pięknym kraju.
1. Pali się spora część stanu Wiktoria, dzięki pewnej zabłąkanej fali gorąca i prawdopodobnie pewnemu zabłąkanemu znudzonemu brakiem wrażeń idiocie, który podpalił te lasy. A może zabłąkanej butelce po piwie kto tam to wie. efekt jest pali się całkiem nieźle.
![]() |
Droga do piekła, znaczy Gippsland. Źródło Internet. |
2. Brisbane i okolice stawiają czoła drugiej w ciągu dwóch lat dużej powodzi, która ma szansę pretendować wkrótce do tej największej jaką kiedykolwiek mieli (ale to jest jeszcze nie przesądzone, może tak źle nie będzie).
![]() |
Dla ochłody trochę wody w Brisbane. Źródło Internet |
3, Brakuje nam trzęsienia ziemi aby trochę nam adrenalinę podnieść ale ... nigdy nie mów nigdy.
Ot i pogoda potrafi zniszczyć niektórych wymarzone wakacje i zrujnować sporą część ludzkiego dorobku i czasem życia. Wszystko w ciągu dwóch tygodni.
Na deser za to mieliśmy zakończenie Australia Open i całkiem niezłe pojedynki razem z ostatnim gdzie zabłąkane piórko być może przeważyło losy meczu. Ot taki efekt motyla ;-). Ci tenisiści są bardzo wrażliwi i Murray się za bardzo wzruszył jak je zobaczył lekko opadające na jego połowę kortu, to pewnie był znak ;-)). Wyszło jednak odwrotnie i nie on wygrał. Aby nam było miło mieliśmy także medyczne zbliżenia ze stopą Murray'a zniszczoną odparzeniami i grzybicą do tego stopnia, że miał otwarte rany, było to bardzo przyjemne i dało nam wymiar poświęcenia jaki tenisista musi ponieść aby móc grać o 2mln dolarów z małym hakiem ;-0). Fuj ja tam wolę zdrowe stopy.
![]() |
Duży palec i śródstopie Murray'a. Źródło Dailymail. |
Po drodze był jeszcze Australia Day czyli święto wyładunku pierwszych skazańców z UK na brzeg w okolicach Sydney. Święto bardzo fajne dało Ozzim długi weekend, a co sprytniejsi brali jeszcze dzień chorobowego w piątek (tak tak oni też tak potrafią) i siup mamy 4 dni urlop. Celebrowanie tego dnia polega na jedzeniu baraniny do czego namawia tutejszy lambassador i piciu morza piwa i wina oczywiście lokalnego. Generalnie fajna impreza ;-)).
No i to głosowanie co rozpala blogosferę (oczywiście Polska) i wszyscy namawiają głosujcie na mnie a nie na mnie itd. ;-)). Ja nie będę namawiał jak ktoś chce to proszę bardzo, ale to kosztuje i ja wam tych pieniędzy nie zwrócę, żeby było jasne ;-)).
Aby jednak dodać swoje dwa grosze oświadczam, że jeśli zdobędę jakąkolwiek nagrodę to przekaże ją na cel charytatywny i będzie to wsparcie:
Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego Oddział Łódź
Jak nie wygram też przekażę ze 100 a co podoba mi się Ozzich zapał do pomagania innym (z czego sam korzystam) więc sam też się podzielę.
No i to by było na tyle, tu pożar tam powódź a tu wakacje szkolne się kończą i rutyna się zaczyna.
Szkoda, ze spoza Polski glosowac nie mozna na Blog Roku.
OdpowiedzUsuńTo kolejny przyklad na ograniczenie wolnosci slowa w Polsce ;-))
UsuńMasz naprawdę świetnego bloga :)
OdpowiedzUsuńMam do Ciebie ogromną prośbę, może proszę o zbyt wiele, ale to bardzo ważne.
Wymyśliłam pewną akcję na moim blogu, tak właściwie cały ten blog to już jedna wielka akcja!
Jeśli zechcesz mi pomóc, albo przynajmniej się przyłączyć - obserwując, będę Ci niezmiernie wdzięczna. Wszystko jest napisane w najnowszej notce.
Mogę zmienić świat tylko z tobą :)
f-me-i-am-famous.blogspot.com
Poczytalem, nie rozumiem, ale zycze powodzenia.
OdpowiedzUsuńStopa Andy Murray'a nie wyglada na zagrzybiona... raczej to odparzenia i pecherze, ktore pekly. Nie sadze, zeby publicznie pokazywal grzybice.
OdpowiedzUsuńNo chyba, ze z Twojej strony to byl sarkazm ;)
Pozdrawiam serdecznie. Jan
Ja tam nie jestem dermatologiem jak Ty, jesli to nie grzybica to cos co sie nazywa athlete foot, czyli biedna rozchorowana stopa ;-))
OdpowiedzUsuń