Idę do nieba......znaczy się NDIS.

Od razu mam dobry humor jak widzę jaki chwytliwy tytuł wpisu wymyśliłem, prawie jak z Onet.pl ;-). Ale poważnie, jak się tu przeprowadziliśmy to oczywiście nie miałem w planach zostania nieestetycznym z Polski tylko ciężko pracować i do czegoś w życiu dojść ;-). Ale los gotował mi inne przeznaczenie no i poznaję co to australijskie "fair go" dla każdego znaczy. 

Osobiście nie do końca wierzę w te socjalistyczne bzdury ale jak się patrzy na system socjalny w AU to można uwierzyć w wiele spraw. Nie jest to idealne, ale działało dosyć dobrze do tej pory. No niestety szalony napływ imigrantów spowodował że system jest na granicy wydolności. (Melbourne być może już w tym roku osiągnie stan  5 mln ludzi). Duża część emigrantów oczywiste chce by zatrudniona i do czegoś w życiu dojść, ale sporo wykorzystuje system i siedzi na socjalu a na boku handluje narkotykami lub innym cholerstwem.  Wymyślono wiec coś co w skrócie nazywa się NDIS i ma być spełnieniem marzeń każdego inwalidy i jego opiekuna.

Jak w skrócie to ma działać? Ano co roku spotyka się ze swoim pracownikiem socjalnym  prowadzącym (można osobiście lub przez telefon) i ustala się  cele i marzenia na dany rok. Np. Osoba niepełnosprawna potrzebuje opieki w domu 20 godzin w tygodniu, pomoc do sprzątania 2 godziny w tygodniu, pielęgnacja ogródka, strzyżenie trawy etc 4 godziny w miesiącu, wyjście do kina z opiekunem raz w miesiącu, przygotowanie posiłków raz w tygodniu (tylko trochę dla odciążenia od gotowania), etc etc, kto co sobie zaplanuje to dostanie. 
Ja np. podczas szkolenia jakie mi zrobili abym był przygotowany do rozmowy o moich marzeniach (czujecie jakby było fajnie aby robili szkolenia jak rozmawiać z ZUS), powiedziałem, że chciałbym na ryby pojechać ze dwa razy w roku. Myślałem że mnie wyśmieją, a tu nie, super sprawa są grupy wędkarzy co pomagają inwalidom chcącym wędkować, da się zrobić. Czyli niebo jak w mordę strzelił. Ale jak będzie zobaczymy.

Na razie wypełniłem papiery aby się do nieba zapisać. Ponieważ do tej pory nie korzystaliśmy z żadnej pomocy muszę udowodnić że jestem ... inwalidą i potrzebuję tej pomocy. Czyli muszę przejść czyściec aby dostąpić tego zaszczytu. Nie skreślajcie mojego bloga z listy czytelniczej jeszcze bo znowu robi się ciekawie ;-)


Z przyziemnych spraw pojechaliśmy w lokalne górki (Dandenong Rangers) do publicznego parku (William Ricketts Sanctuaryaby pooddychać górskim powietrzem i odczuć artystyczne uniesienia oglądając rzeźby z gliny. Fajny park, bo przystosowany do wózka inwalidzkiego, a rzeźby .... no cóż super były trzeba to zobaczyć. Jak ktoś ma duszę artysty to z kawałka gliny zrobić potrafi piękne rzeczy. Połączyć to z naturą i człowiekowi w duszy gra. Parę zdjęć:







A tak z przyziemnej sprawy oto dowód na to jak różni ludzie przyjeżdżają do AU, proszę zwrócić uwagę na znak obsługi sedesu:



Tak na marginesie jak dobrze pamiętam z jakiejś gazety w Polsce,  pozycja po lewo jest jak najbardziej poprawna z fizjologicznego punktu widzenia, natura nas tak zbudowała aby tak to robić, no tylko nie na sedesie bo można się pośliznąć i np noga wpadnie do środka. Ta zachodnia cywilizacja to trochę przesadza z ta wygodą, przecież wystarczyłaby ładna ceramiczna dziura w podłodze ;-).

Na zakończenie ostatnie promienie jesiennego słońca nad naszą zatoką.







Komentarze

Popularne posty