Tylko nie po nazwisku, tylko nie po nazwisku.

Ponieważ podróżnicze tematy mi  się chwilowo skończyły dzisiaj krótko o codzienności w Ozzilandi.
Przyjeżdżając z kraju gdzie używanie nazwiska jest bardziej popularne niż imienia, zderzenie jakby kulturowe było dla mnie na początku większe.
Oczywiście że przechodząc drogę pracy w zachodniej korporacji dodaje umiejętności walenia po imieniu do swojego szefa ale tak w życiu codziennym to co innego.
Dzwonie do tutejszego ZUS i tam (jak się w ogóle dodzwonię) to pierwsze pytanie jest jak mam na imię  i oczywiście przedstawienie się, abym wiedział że rozmawiam z  Fiona (z hinduskim akcentem ;-). 
Może przez jakiś czas to było dziwne ale teraz po latach jakby weszło w krew. 
Ozzi podchodzi do sprawy prostu, szacunku nie zdobywa się nazwiskiem czy stanowiskiem czy posiadaniem pięciu mercedesów, nie o to chodzi.
Imię jest żeby można się odnosić do siebie bezpośrednio, bez uprzedzeń, szukać człowieka w drugiej osobie.
Tu popularne są nawet tzw. ksywki, nawet nasz minister finansów Scott Morrison jest w prasie nazywany ScoMo bo łatwiej i tak jakoś pieszczotliwie ;-)).
Tak na marginesie jak jesteśmy przy wielkiej polityce to nas głównodowodzący Premier Malcolm, zakazał seksu w parlamencie i pomiędzy ministrami a pracownikami ich biur.
No po prostu cukiereczek, ja wam radze wprowadźcie to w Polsce też, bo jest precedens :-)

Ale wracając do stosunków międzyludzkich, używanie imienia ma tu jeszcze jedno zadanie, nazwiska są z reguły baaaaardzo trudne do wymówienia, a Ozzi nie lubią się z wymowa męczyć no bo jak się gębę za dużo otwiera to muchy wpadają ;-).
Skraca się jak tylko można wszytko,  nawet nasz ukochany stadion MCG nie nazywa się już tak od wielu lat w języku codziennym tylko mówi się G. Każdy wie o co chodzi gdy umawiamy się na G.

Ostatnio zapisałem się na klasy gotowania wg kuchni śródziemnomorskiej (tak dla zabicia czasu i dostępu do taniego zdrowego lanczu ;). I co do kuchni przyszło większość ludzi 50-60 lat, nikt nie mówi pani Czesia czy Pani Zdzisia, już nie mówiąc pani Kowalska. Najstarszy pan to Roberto i już, panie to Mary, Racheal i Jane. Czyż nie łatwiej?

A to porcja kuchni śródziemnomorskiej:



Warzywa,warzywa, warzywa oliwa z oliwek, sok z cytryny, sól i pieprz. Wow.

Ale jak się to nazywa, a może by tak kuchnia nadbałtycką rozpropagować, rybka i fryteczki, surówka z kapusty białej i na deser goferek, pyszne.

No więc tylko nie po nazwisku bo czy to jest potrzebne, na koniec dnia i tak go nie będziemy pamiętać a jest pewna mala szansa ze imię tak.


Poniżej jeszcze małe ujecie z tutejszymi papugami z rodziny kakadu, zwanymi Galah. Trzymają się parami często, jak to papugi i tu na wodopoju (ta takie po montowane w parkach, stacje gdzie można się napić wody, ale jest tez korytko z woda dla zwierzęta. Tu pokazują jak dbają o siebie, jedna pije druga na czatach stoi i wypatruje zagrożenia. Na żywo było to bardzo urocze, no ale musi wam wystarczyć kiepskie zdjęcie ;-)




Do następnego wpisu.


Komentarze

Popularne posty