Polska po prawie 10 latach

W zasadzie miałem już nic nie pisać, tak mi się po prostu nie chciało, bo po co. Blog mało poczytny, temat już nie za bardzo interesujący, kogo obchodzą chore osoby na emigracji, no spójrzmy na to poważnie. No i weny twórczej na bloga brak, a już mi się nie chce chwalić, że po 8 miesiącach czekania dostałem nowy błyszczący chromam i oczywiście czerwony skuter, to to że dostałem podwyżkę renty o 25 dolarów na miesiąc (to będzie na 5 dużych kaw, nieźle).
Ale jedno wydarzenie zasługuje na jakiś mały wpis, jest to jakby podsumowanie tego bloga. Ano pojechałem do Polski po prawie 10 latach, jakoś tak siły zebrałem, kartę kredytowa na maksa zadłużyłem i wio. Niby nic ale jednak po 10 latach to jakieś zmiany widać, no i ludzie są starsi o 10 lat, co widać, a niektórzy nawet już nie żyją. 
Moja dupa mnie za to znienawidziła bo jedna 20 godzin w samolocie to ból, ale o dziwo dałem radę, nawet żadne symptomy MSa mnie nie dopadły, w sumie wozili mnie na lotniskach więc, się nawet nie wywaliłem na ryja nigdzie. Mój mały skuter także dodarł nieuszkodzony, chyba nauczyli się dbać i linie lotnicze są już naprawdę przyjazne dla niepełnosprawnych. Ja polecam Qatar Airlines, połączenie z Polska tylko 23 godziny, to prawie na weekend można skoczyć ;-). Nawet Jet lag nas nie dopadł za bardzo, piszę nas bo poleciałem z 11 letnia córka, jako opiekunem, zły ojciec jestem nie?

No ale koniec dyrdymałów, jak było? 
Od czego by tu zacząć? Od początku, Warszawa piękna, widać ociekanie kasą, wszyscy chodzą z ajfonami lub galaxami. Stadion narodowy jest ładny i położenie widokowe fajne, Wilanów, starówka pokryta parasolami browarów, wszystko kwitnące życiem, kawa nawet droższa niż w Melbourne i nie tylko, jednym słowem Europa. 
No są małe problemy bo toalety płatne, kelnerzy bezczelni, no i te schody wszędzie. Nawet jeden z ochroniarzy w Pałacu Kultury nadał tytuł naszej podróżny, a mianowicie jak już udało mi się stanąć skuterem przed windom do góry, gość krzyczy, panie a gdzie pan z tym motorkiem tam są schody. No myślałem, że jak już były ułatwienia aby dostać się do wind to na gorze będzie tak samo. Nawet warszawskiego taksówkarza przygniotło, ale uniósł się lokalna duma i powiedział bohatersko, panie tyle pokonaliśmy to ja tam panu pomogę i zniosę ten skuter (60kg) sam po schodach a pan da rade te 7 schodów zejść nie? I tak zrobiliśmy.






Potem moja Łódź, no tu jak zwykle widać biedę, ale jest lepiej, a piotrkowska w końcu wygląda jak ulica przyzwoitego miasta tylko za dużo tych pijalni piwa i wódki, wieczory na niej są lekko stresujące (to trzeba się napić ;-). Wiadomo Manufaktura to naprawdę fajny obiekt, a  Andel's hotel, to klasa sama w sobie. Ludzie już jednak nie chodzą tak zadowoleni jak w Warszawie, ciekawe dlaczego? Miasto idzie naprawdę do przodu.




 

Tuwim wykazał duże zdziwienie: co ty tutaj robisz?

Potem mój ukochany Gdańska i Sopot, to nic że był sztorm i mało w łeb nie dostałe latającym krzesłem i molo zamknęli pól godziny po naszym pobycie bo fale zaczynały je rozwalać. Było cudownie, tylko Grand hotel został jakoś tak przysłonięty przez Sheratona, trochę wyglądał jak ubogi krewny. Starówka Gdańska taka jaką uwielbiałem, nawet jest takie same koło widokowe jak w Melbourne. Pomimo pory roku jesieni nie za cieplej już, było pełno turystów.





A co w polityce, ano tu bez zmian jak włączyłem TV to to co było nadal jest, aborcja, reforma edukacji, zamykanie supermarketów w niedziele, generalna ciężka pyskówka. 
A i polecam stacje paliw Orlen, nie dlatego, że mają tanie paliwo, ale dlatego, że maja naprawdę dobre polskie żarełko, pierogi z kurkami były super, tak samo z malinami na słodko. No i kawę całkiem niezłą mają. 

Było oczywiście pełno spotkań z rodziną, wypiłem dwie butelki kropli na trawienie, bo wiadomo polska gościnność. Wszyscy posunęli się w latach, wiadomo, ale jakoś dają radę. Chyba też nastąpiło jakby pogodzenie się z tym że nas tam nie ma. Rozstanie z rodziną to najcięższy jak myślę element emigracji, choć ponoć nieraz z rodziną to na zdjęciu najlepiej się wychodzi ;-).

No i trzeba było już wracać, generalnie byliśmy zadowoleni z córka co widać na załączonym obrazku, nawet nas nie zrażały te schody wszędzie (trochę gimnastyki miałem), dziury w drogach straszne (nie mówię o tych nowo wybudowanych), i to że nie chcieli dać córce się załatwić w jakiejś restauracji na gdańskiej starówce, jak ją bardzo przycisnęło, no bo panie trzeba zamówić najpierw. Co tam jakaś brama ładnie pachnie, bo publicznej toalety nawet płatnej nie było w okolicy. 



To wszystko było po prostu tzw. lokalnym kolorytem, każdy kraj ma jakieś dziwactwa, a dla lokalnych to tylko zdziwienie, a to nie wiedziałeś tu tak jest. Ja po prostu się odzwyczaiłem no i inwalidą zostałem to jakieś wygórowane wymagania mam ;-).

A poszedłem do ZUS (no masochistą jestem lubi takie zmagania ;-), powiedziałem, że chce wrócić i żeby mi wyliczyli moją rentę (bo jak wrócę to mi się będzie jednak należeć, ale komisja najpierw nie ma rozpoznania inwalidztwa australijskiego). Powiem tylko, że byłoby bardzo ciężko, no może lepiej, że jednak wyjechałem, od strony choroby to zrobiłem sobie przysługę. 

W samolocie powrotnym spotkaliśmy młodych dobrze wykształconych, dobrze zarabiających, pełnych wiary w lepsze jutro, lecących do Sydney, na wakacje i rozpoznanie jak z pracą, bo jednak chcą wyjechać ale nie do UK, bo Brexit ich odstraszył, Do Melbourne nie chcą bo jak powiedzieli Sydney to taka Warszawa  a M to takie Katowice, obraziłem się i już więcej nie rozmawialiśmy ;-)).

Efektem ubocznym wizyty było zgłębienie trochę historii rodzinnej i okazuje się, że mam w sobie krew kresowiaka i mój dziadek (czyli mamy ojciec) pochodził z dawnych terenów polski na Ukrainie, mianowicie powiatu taurowskiego, dwa powity od tego słynnego powiatu wołyńskiego, czyli o mały włos a mogło mnie na świeci nie być. Ukazują się książki i wiedza wychodzi na jaw, lepiej późno niż wcale, ale czy kogoś to teraz obchodzi, na Ukrainie regularna wojna a tu życie toczy się dalej. Taką myśl mam, że lewicowe poglądy zabrały nam Polakom podstawowy instynkt przetrwania, przecież gołym okiem widać, że każdy kraj robi to co dla danego kraju najlepsze, a my co zawsze już będziemy albo uciekać, albo skamlać do innych, chyba czas na wielką Polskę znowu, tylko kto to zrobi? Ot taki mały przebłysk patriotyzmu, może z emigracji widać to inaczej, nieważne już to jest.

Melbourne o dziwo przywitało nas piękna wiosną, słońce 22C, a teraz pisząc te słowa patrzę na trzeci już dziś grad za oknem i temperatura ledwo 10C. Jednak tu już jest mój dom, jak już człowiek pojeździ po świecie to musi gdzieś osiąść. I tym optymistycznym akcentem mógłbym zakończyć tego bloga jak myślę.


Komentarze

  1. Dziś trafiłam na Twój blog i cieszę się niesamowicie, że tak wytrwale go prowadzisz (nie ważne, czy z przerwami, czy nie ;)).
    Szukałam czegoś pod frazą: "Czy warto emigrować do Australii", ponieważ dopadły mnie poważne wątpliwości. Fantastycznie poczytać o życiu Twoim i Twojej rodziny na emigracji, czeka mnie przestudiowanie całego bloga :)
    Cieszę się, że to, co widzisz w Polsce postrzegasz jako lokalny koloryt, tak jest chyba najrozsądniej ;)
    Pozdrawiam serdecznie,
    Justyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, choć pisać za dużo to już nie będę, ale czytania masz na parę wieczorów.

      Usuń
  2. Fajnie bylo przeczytac o Twoich wrazeniach po wizycie w Polsce. Moja pierwsza podroz do Polski byla po 18 latach. Bardzo mi sie podobalo. No ale ja jako mlodociana jeszcze za komuny wyjechalam, wiec roznica byla spora. Potem bylam dopiero w zeszlym roku. Tez bylo fajnie. Ale tylko na wizyte a nie zeby tam mieszkac.
    Jednak wole Japonie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem nie w urodzie tylko co w duszy gra, a tam nadal stare demony grasują. Marzę o odwiedzeniu Japonii, może kiedyś się to uda.

      Usuń
  3. Cześć, Marcin! Fajnie było cię widzieć, jakoś tak- jakby ostatni raz był miesiąc temu. Jak się sytuacja nie wykrzaczy, to wpadniemy :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czesc Marcin,
    Czytalem bloga od 2009, kiedy bylem jeszcze w 2 klasie gimnazjum. Tak, mialem zaledwie 14 lat. :3 Bylem wtedy nieslychanie zauroczony Australia i szukalem wszelkich informacji w postacji blogow, a bylo ich wtedy doslownie kilka. Ale twoj blog byl zdecydowanie moim pierwszym. W czasie czytanie zauroczylem sie oczywiscie jeszcze bardziej i nie bylo juz odwrotu :)
    Obecnie studiuje w Wielkiej Brytanii i w ciagu kilku lat bede juz w Australii. Wielkie dzieki za tego bloga i inspiracje!
    Jak juz tam bede to stawiam ci kawe w Melbourne!
    Trzymaj sie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurde to wielka sprawa, nie wiedzialem ze czytali mnie nieletni ;-)). Mam nadzieje, ze bedziesz malo rozczarowany jak tu kiedys przylecisz, spotkamy sie na kawe i pogadamy jak ojciec z synem ;-)).

      Usuń
  5. Witaj Marcinie !!
    Co pewien czas zaglądałem do Ciebie, a tu cisza. Byłem trochę zaniepokojony, że gorzej ze zdrowiem. ale czytam i widzę że nie jest źle. Motywacja i dążenie do założonego celu mobilizują do działania. Dlatego mam prośbę,chociaż co pewien czas napisz co u Ciebie. Co do Polski, to kraj dobry na podróż sentymentalną, a nie na codzienne zmaganie się z życiem. Życzę dużo zdrowia dla Ciebie i rodziny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie że "blog mało poczytny", tylko go pewnie nie promujesz. A dal mnie właśnie interesujący... Zwłaszcza ten post o wizycie w Polsce. Byłem ciekawy jak to odbierasz. Ja nie bywam tylko gdzieś rok, dwa - a też jest tak odmiennie.
    No i to "kawa nawet droższa niż w Melbourne" - tego się spodziewałem. I tego chamstwa, tych kelnerów, tych ochroniarzy, tej reszty kałmuków.
    Dlatego też pozostajemy na emigracji, a nie tylko dla kaski.

    http://migranci.blogspot.co.uk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla kaski to emigracja nie za bardzo, bo pierwsze pokolenie ma z regoly przerabane, ale pewnie dla wielu to i tak o niebo lepiej niz w kraju, no coz komunizm wciaz w Polsce zywy jest, niestety.

      Usuń
  7. Liczę na dalsze wpisy! Jesteś dobrym obserwatorem i piszesz z perspektywy człowieka dojrzałego, z rodziną. To odróżnia ten blog od tych pisanych przez młodziaków po studiach, którzy w Australii z reguły nie mają kontaktu ani ze systemem szkolnictwa, ani ze służbą zdrowia i mają do powiedzenia tyle, że w pracy fajnie i widoki ładne.
    Mnie ciekawi niezmiennie, jak się zmienia Australia w związku z walącymi tam tabunami z całego świata, poza rosnącymi w kosmos cenami wynajmu i zakupu nieruchomości.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pozdrawiam serdecznie Marcinie. Czytałam Twojego bloga, jak byłam jescze w Australii ( East Gippsland). Wróciłam do Polski rok temu i ... ogromnie, ale to ogromnie za Australią tęsknię, została tam połowa mojego serca. Pisz dalej, nieważne o czym :) Czytamy z przyjemnościa! Zdrowia życzymy ! Jo EL

    OdpowiedzUsuń
  9. W Twoim blogu znalazłam dwa w jednym. Łączę chorowanie na stwardnienie rozsiane z grudniową wizytą w Melbeurne. Lecę z przesiadką w Amsterdamie i w Chinach. Chodzę przy pomocy kuli, więc mam nadzieję, że dam radę. Pomimo licznych ograniczeń mam zamiar doświadczyć wielu wspaniałych chwil, tylko bardzo boję się wysokiej temperatury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieje, ze bedziesz zadowolona, teraz dopiero zrobilo sie goraco, ale chyba juz wracasz do kraju. Napisz prosze ze dwa zdania jak bylo.

      Usuń

Prześlij komentarz

Bądź człowiekiem i pisz co ci na sercu leży. Nie klnij, dyskryminuj i po prostu nie bądź człowiekiem.

Popularne posty