Radosne życie rencisty

W zeszłym tygodniu pojechałem na moją pierwsza wycieczkę rencisty ;-). Składałem cały rok po 5AUD i uzbierany kapitał zainwestowałem w jednodniowy wypad do Mt Macedon, tu trochę więcej informacji dla ciekawskich. To takie małe miasteczko na górce lekko ponad 1000m jakieś 65km od Melbourne. Przyznaje, że trochę się wahałem, bo wizja jazdy autobusem i spacerki po parku to nie moja ulubiona branża, ale co tam raz się żyje z MS ;-)). Dodatkowym punktem oporu było ... towarzystwo emerytów i rencistów, bo to z nimi miałem udać się na ten rajd. Ale jak to tu mówią trzeba spróbować a potem komentować. Podrzuciłem dzieciaki do szkoły i udałem się na miejsce zbiórki. Wszyscy dostali plakietki z imionami, aby było wiadomo jak się do kogo odzywać, bo tu tylko nie po nazwisku, imię najważniejsze jest. Wsiadłem do autokaru, autokar jak to autokar trochę się zmieniły od czasu jak nimi ostatnio próżnowałem z 15 lat temu, ale toalety nie miał, bardzo rozczarowujące, toż to przecież półtorej godziny jazdy ;-). Zawiązałem supełek i w drogę.
Musze przyznać, że Melbourne z poziomu autokaru wygląda jakoś inaczej niż jak się jedzie samochodem, jest więcej czasu na detale.  Poniżej parę zdjęć z jazdy przez dzielnicę South Melbourne, takie zestawienie starego z nowym:







I jakieś 200m dalej:



I kolejne 500m:



Czyli nie ma to jak dobry kawałek betonu ;-). Potem już była nuda na autostradzie i choć niegrzeczne emeryty na tyle autobusu robiły niezły raban (co oni tam robili ?). Jak to jest, że na tyle autobusu zawsze siada to doborowe towarzysko ? ;-). 
Autokar wdrapał się na te 1000m i stanął przed ogrodem Tieva Tara , gdzie czekała nas już poranna kawka i herbatka ze świeżo upieczonymi bułeczkami, dżemami i bitą śmietanką, no i oczywiście winogrona i sery. Niestety na przeszkodzie stanęła mi toaleta gdzie kolejka była duża, trochę się bałem, że mi wszystko zjedzą, ale udało się i załapałem się na tą wyżerkę:

Wejście do ogrodu i tzw. honest box czyli kasa bez obsługi, jak oni to robią, że ktoś tam pieniądze zostawia, od dorosłego aż 12AUD  toż to rozbój w biały dzień.
Emeryci ale kłosowali z talerzami jak sarenki ;-))
Jakoś tak nie przewidziałem że na wysokości 1000m będzie zimniej niż normalnie (a oni wiedzieli, ale to nie ich pierwsza wycieczka), na szczęście gorąca herbata jakoś mnie ogrzała. Byłem rozczarowany bo nie grała żadna orkiestra na żywo, no albo chociaż Chopin z kasety, byłoby prawie jak w Żelazowej Woli ;-). Potem było zwiedzanie ogrodu, ja odbyłem turę meleksem jakie mieli dla takich jak ja, miło z ich strony.

Parę obrazków z różnych odcieni zieleni jakie tam mają na wiosnę:

To buraczkowe to też świerza zieleń ;-)



Powiem szczerze jak się pomyśli że jakieś 30 lat temu wszystko to było spalone podczas słynnego Ash Wednesday (nie mylić z popielcową środą, choć efektem był popiół też ;-). To siła natury i chęć człowieka mogą zdziałać cuda.

Potem pojechaliśmy na launch (bo jak się okazuje to głównia jest atrakcją wycieczek, dobra pasza ;-). No i przy okazji można było sobie pójść do krzyża pamięci ofiar wojennych. Jakbyśmy w Polsce stawiali tyle pamiątek proporcjonalnie do ilości ofiar wojennych co tu to chyba by ziemi zabrakło na to ;-). Zginęło ich jakieś 100tyś. z czego większość w pierwszej wojnie światowej i warto to cały czas pamiętać jako przestrogę, a nas zginęło ponad 6mln, ale kto by się tym interesował, no może przesadziłem ;-).

Widoki z restauracji:



Generalnie Macedon Rangers ma jeszcze sporo innych ciekawych miejsc jak choćby słynny Hanging Rock (czyli wiszący kamień z filmu Piknik pod Wiszącą Skała) oraz wiele urokliwych miasteczek i sporo dobrej jakości winnic,, jednym słowem miła regionalna okolica.

Po niestety obfitym launchu powrót do domu był miły i przyjemny bo czas jakoś szybko biegnie jak się człowiek lekko zdrzemnie, jak świadomość mi wróciła to już miałem swojskie widoki naszej zatoki:




Jednym słowem wycieczka była udana przytyłem 2kg ;-)). Następna już za 5mc więc czas zbierać fundusze. Wbrew pozorom towarzystwo było całkiem miłe, oczytane i było o czym pogadać oprócz ciągłego powtarzania, że przyjechaliśmy 6 lat temu ..... itd. 




Komentarze

  1. Ale to BYŁA środa popielcowa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to byla tragiczne zapożyczenie nazwy do wydarzenia, jednak nie chodzilo o swieto chrzescijanski tylko pożar. Ale moze sie czepiam.

      Usuń
    2. Doczytałem trochę i nawet dwukrotnie tragiczne pożary zaczynały się w Środę Popielcową (1980 i 1983).
      Zaglądam tu od czasu mojej wyprawy do Melbourne z marca tego roku i z przyjemnością czytam Twoje wpisy.
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń

Prześlij komentarz

Bądź człowiekiem i pisz co ci na sercu leży. Nie klnij, dyskryminuj i po prostu nie bądź człowiekiem.

Popularne posty