Wielkanoc i czekolada

Dzisiaj o Wielkanocy będzie, w wersji do góry nogami. Na wstępie wszystkiego dobrego choć już trochę spóźnione, ale zawsze. Wielkanoc zaczyna się tutaj w Wielki Piątek jaki jest dniem wolnym od pracy i poświęcony wielkiej zbiórce pieniędzy zwanej Good Friday Appeal na cel szpitala dziecięcego The Royal Children’s Hospital, to takie trochę podobne do Wielkiej Orkiestry Owsiaka. Cel szczytny i zawsze warto coś od siebie dorzucić. To dla tych mniej wierzących niepraktykujących. Dla tych praktykujących jest wiele opcji kościelnych do wyboru, więc na pewno każdy coś dla siebie mógł znaleźć. 
Nie ma tu tradycji święcenia pokarmów w Wielką Sobotę, ale niby dlaczego miała by być, tylko parę nacji to praktykuje, a że padło na nas to kontynuujemy tę tradycję i w sobotę także chodzimy poświęcić pisanki jakie sami robimy i inne smakołyki włącznie z biała kiełbasa (przepraszam wegetarian), jaka można tu przed świętami w polskich i rosyjskich sklepach kupić. Kościół był pełny (nigdy na mszach tylu ludzi nie widziałem, no ale to co innego ;-)).

Połączenie tradycji z nowoczesnością ;-)). Rzeżucha i czekolada mniam.
 
A teraz trochę osobistego wywodu na temat komercjalizacji ;-)). Były sobie dwie korporacje, jedna od napojów (ten słodki napój w kolorze benzyny z bąbelkami) i jej sprytni marketingowcy wymyślili Mikołaja, i tak to już poszło w świat, aż tak że ludzie nawet zapomnieli o Jezusie i adoptowali Mikołaja bo wygodniej, a takie narodziny to jakieś takie ambarasujące, to tłumaczenie dzieciom tego wszystkiego ;-)). 
Druga korporacja długo zwlekała, ale w końcu wymyślili i zrobili czekoladowe jajko i królika na Wielkanoc no i bach poszło w świat. Znowu ludziska podchwycili bo łatwiej i smaczniej, niż tłumaczenie tego ukrzyżowania i potem zmartwychwstania to takie ambarasujące, a po tym poście to jeść się chce i ta czekolada jak znalazł ;-)). Koniec wywodu o komercjalizacji.

Ponieważ w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku nastąpił w Australii rozdział kościoła od państwa i to dosyć zdecydowany mamy tu brak wpływu kościoła na państwo i brak mieszania polityki z religią, każdy może i nawet jest zachęcany do oddawania się praktykom wiary, ale to we własnym sosie bez pokazywania tego publicznie co ludzie szybko podchwycili i generalnie zrezygnowali z praktykowania wiary. I tak w Wielką Sobotę mamy wielkie szaleństwo zakupowe, choć nie tak wielkie jak w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia ;-).  Można na to narzekać, można się przyłączyć do jednej albo drugiej opcji wolność wyboru jest to to przytłacza, nieraz. Większość wybrała opcje zakupową, no cóż ich wola. Ja osobiście lubię chodzić na tzw. ozjowe msze (czyli do tutejszego kościoła katolickiego), msze są treściwe, kazania do rzeczy, nie ma polityki, padnie jakiś żart i są nie za długie. Wpadamy czasem do polskich kościołów oczywiście aby posłuchać co tam panie w polityce ;-). No bez przesady, przypomina się jednak czasami jak to właśnie kościół był nośnikiem wolności w Polsce i jak teraz jest nadal tylko siły ciemności nabrały mocy no i jest jak jest, ale to nie ten temat.

Tak więc tradycyjnie zakupione jajka na farmie (smakują super i mają wersję białą specjalnie dla tych co kolorują), babki, makowce, szynki i pieczywo pachnące załadowaliśmy do koszyczka i poświęciliśmy. Biały barszcz z biała kiełbasą zjedliśmy.  Jakby brzuch rozbolał to mamy do popicia herbatkę miętową lub dziurawiec prosto z polski w naszym warzywniaku osiedlowym dostępną:

Brawo dla firmy Malwa dotarła nawet tutaj, tak trzymać.

Ażeby dodać smaku żona wykazała się i wyprodukowała całkiem sporo ogórków małosolnych, które będą nam uprzyjemniały długie zimowe kolacje, ogóreczki zakupiliśmy na lokalnej farmie ogórków na kiszenie ;-)). Przyprawę do kiszenia w polskim sklepie i proszę bardzo:

Mistrzyni kiszenia ogórków w akcji, o banany za bardzo dojrzały,ale chlebek bananowy będzie pyszny.
Można kupić gotowe ale własnej roboty najlepsze. W naszej okolicy mamy sklepy włoskie, greckie i arabskie, zasadniczo można kupić wszystko co z żarcia się zamarzy, nawet świeżą ręcznie robioną chałwę z orzechami laskowymi (mmmhhh palce lizać). Z dzieciństwa pamiętam zawsze że to cudowny zapach pieczonych potraw i gwar przygotowań, szaleństwo zdobycia produktów na czas, gorączkowe odwiedzanie i prezentacje suto zastawionych stołów, chyba prawie nam się to udaje powtórzyć i nasze dzieci też to będą mam nadzieję pamiętały.

A dodatkowo odbyliśmy tradycyjny tutejszy zwyczaj zwany egg hunting czyli polowanie na czekoladowe jajka (nie strzela się do nich na szczęście) tylko chowa w ogródku lub parku i dzieci szukają. To u znajomych Ozzich, było bardzo fajnie. Generalnie wykonaliśmy taką jakby symbiozę zwyczajów i nam to pasuje. Wybór Melbourne okazał się bardzo trafny do emigracji a zamieszkanie po jego południowej stronie (ogólnie polecany) dał dostęp do tradycji i produktów z Polski i emigrant sobie radzi.

Brakuje jednak tzw. spotkań z rodziną, oczywiście nowoczesna technologia umożliwia zjedzenie nawet wspólnego śniadania/kolacji, no ale to nie to samo. Jednak to trzeba sobie uzmysłowić przed wyjazdem tak daleko i odhaczyć jako coś co się traci. 

Podsumowując tradycję Wielkanocną odbyliśmy, łącze na Skypie rozgrzaliśmy do czerwoności zamiast gorących uścisków, a zaraz zaraz zapomnieliśmy o Śmigusie Dyngusie, ale zimno się zrobiło (rano jakieś nędzne 13C) to sobie darujemy coby się nie poprzeziębiać ;-)).

Komentarze

  1. Panie Marcinie, te herbatki to maja smak wytwarzany chemicznie. Jak pisze np. malinowa, to tak zadnych malin nigdy nie widziano, obecnie doslownie kazdy smak mozna wytworzyc chemicznie. Jakby ktos "psychicznie nieprzygotowany" widzial jak sie "wedzi" szynki to by sie porzygal. Serio.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm tak sie sklada ze pracowalem w zakladach miesnych w Polsce ze dwa lata jako technolog zywnosci, dawniej wedzilo sie ze tak powiem jak pan Bog przykazal, ale jak jak przyszli niemieccy technolodzy to juz tylko sie malowalo na kolor wedzony ;-)), ale zeby zaraz rzygac ;-)). Co do herbatek to nie tak zle bo mieta jest nadal mieta, a taki np. Lipton to herbata z dodatkiem platkow burakow czerwonych aby kolor byl ladniejszy (tez tam pracowalem) to nie taka znowu trucizna, nie trzeba od razu panikowac.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam sedecznie z Polski.
    Wrcilismy z podrozy po Australii pod koniec marca.
    Wydawalo mi sie, ze wszystkie koszta policzylem dokladnie i dodalem troche na nieprzewidziane wydatki, ale i tak wydalem wiecej. Niestety, Australia jest bardzo droga ...
    Czy bylo warto? Hm... musze jeszcze raz wszystko "przetrawic" , dodac plusy i minusy oraz ocene wrazen ze strony mojej lepszej polowy.
    Pozdrawiam serdecznie Ciebie Marcinie oraz Marte ( dzieki za namiary na koreanskie knajpki! )i wszystkich, ktorzy udzielali mi rad przed przylotem.
    Adam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, dzięki. Cieszę się że się przydało!!!! Co do Australii ... do dzisiaj mam wątpliwości czy tak naprawdę warto było. Europa jest jednak piękniejsza. Mam nadzieję że "lepszej połowie " jednak się podobało. Na szczęście moja lepsza połowa tylko lekko naśmiewa się ze mnie , że tak bardzo chciałam do Australii . Jego z nóg nie zwaliło ale na szczęście na obśmianiu mnie skończyło się. A teraz do Marcina : Wielkanoc była prawie 2 tygodnie temu. Czekam na nowe wpisy!!!! Mam nadzieję że to tylko lenistwo a nie złe samopoczucie :))). Pozdrawiam wszystkich. Marta

      Usuń
    2. Drogi Adamie, ciesze sie bardzo ze wydales tu sporo kasy, dzieki tobie bedzie na nowe drogii w tym kraju, bo u nas UE nie daje kasy wiec skads ja trzeba wziasc ;-)).
      Na trawienie najlepszy jest pasztet z possuma, czysci ze az milo.

      Tak na marginesie Europa dla Ozziego tez jest bardzo droga ;-)).

      Usuń
    3. Jak widzisz Adam, Marcin sie cieszy ze wydales tu sporo kasy. Bedzie za co transportowac do szpitala kilka tys km asylum seekers ze skaleczonym paluszkiem (w zeszlym roku byl incydent gdzie to przewozili jednego((!!!)) uchodzce z lodek, ktory mial rane cieta dloni. Transport odbywal sie wyczarterowanym B 737 ktory lecial z X-mas Island do Perth, gdzie zawieziono go do szpitala. Kosztowalo to tyle ze jakbym napisal to byscie z foteli pospadali) Ponadto bedzie na papieroski dla uchodzcow szarogesiacych sie w obozach, na benzyne do 4WD dla afrykanskich uchodzcow obwieszonych zlotem, a udajacych biedakow (tylko slabo im to wychodzi). Czesc Twojej kasy napewno trafi na tzw.dole czyli zasilek dla tutejszych leni ktorzy nigdy nie przepracowali w swoim zyciu dnia tylko wyciagaja lepkie lapki po kase od panstwa, a poza tym ......itp, itd...etc... Ten kraj potrafi niezle doic, to trzeba przyznac, jednak kasa nie idzie na szczytne cele tylko na ciagle i bezustanne dozywianie darmozjadow tego swiata, dlatego chyba lepiej tu nie przyjezdzac tylko wydac ta kase na podroz po Europie albo kupic sobie lepsze auto.

      Usuń
  4. Pewnie poplynal w dlugi rejs po Pacyfiku ;-) Spokojnie, wroci za jakies 3 miesiace. W Australii to nie to co w Polsce, tu odpowiedzialnosc i poczucie obowiazku nie istnieje (nie dogryzajac oczywiscie Marcinowi). Ludzie tu z dnia na dzien zamykaja biznes i wybywaja na pol roku na cruise polaczony ze zwiedzaniem polowy swiata a moze i ksiezyca, kto wie. Ty czlowieku jedziesz godzine na drugi koniec miasta/wsi bo chcesz kupic zarcie a tam zamkniete na 6 mies. To tylko jeden z wielu przykladow. Trzeba zamieszkac na tej ziemi obiecanej aby dowiedziec sie wiecej. Cheers.

    OdpowiedzUsuń
  5. A Ty majac sklep i chcac sobie wyjechac zawiadomilbys oczywiscie wszystkich klientow osobiscie.A zostawiles w tym sklepie swoj adres czy numer telefonu? Bo w Polsce wszyscy tak robia i sa zawiadamiani,to tylko w tej Australii ludzie sa nieodpowiedzialni( ale podpisuja sie pod wlasnymi slowami).

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale z tego Anomimowego malkontent.Nic tylko narzeka i narzeka.Po co siedzi w tej Australii jak mu tak zle.
    Pojechal z Polski aby sobie poprawić/tak przypuszczam/,jak nie wyszlo to wracam,chyba,że w Polsce też nic nie zwojuje,bo to taki czlowiek.
    Nie wszystkim w życiu udalo się w 100%,nie każdy ma zdolności,dobry zawód,w którym robi karierę,zarabia dużo mamony,ma przyjaciol na poziomie-to w końcu sam wybierasz,ale może to z tobą nie chcą się przyjaznić?Czy na pewno masz o czym rozmawiać?Ola

    OdpowiedzUsuń
  7. Dokladnie. Jesli komus tu zle,powinien jechac tam, gdzie mu dobrze, a nie szukac dziury w calym.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ola, please popracuj nad inerpunkcja i skladnia zdania. Inaczej lepiej nie wypowiadaj sie na forum :-( Olek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polonisto to po co to please w polskim zdaniu?Ola

      Usuń
  9. Hej, gdzie jest Marcin? Mam nadzieję że jest zdrowy!!! Jeśli nie pisze bo się gdzieś " byczy" na wakacjach - chwała mu ! Marcin- odezwij się bo martwię się !!! Pozdrawiam. Marta

    OdpowiedzUsuń
  10. A kuku, ja tam patrze co wy tu wypisujecie i trawie jajka czekoladowe ;-))
    Jak tak dalej bedziecie porownywac gdzie lepiej a gdzie gorzej to wam zycie minie, przeciez wiadomo, ze wszedzie dobrze gdzie nas nie ma ;-).

    Mamy wakacje szkolen i trzeba dzieciom rozrywke zapewnic to nie mam czasu na pisanie bloga, ale juz nie dlugo juz za momencic cos sie wykreci.

    Ps. Olek popracuj nas spellingiem albo pisz wolniej ;-)) (inerpunkcja to taka wewnetrzna punkcja tak?)

    OdpowiedzUsuń
  11. Fajnie że jesteś. Naprawdę zjadłeś pasztet z possuma? Ja mam tylko rękawiczki z futrem z oposa ! Ale nie mam zamiaru ich jeść :) Skoro już jesteś cały i zdrowy - mogę czekać na następne wpisy. A odnośnie " wszędzie dobrze gdzie nas nie ma " - do lotniska w Berlinie mam tylko dwie godziny jazdy. A stamtąd już można wszędzie !!!!!!!!I wtedy można sobie zobaczyć jak jest tam gdzie nas nie ma. A wtedy miejsce zamieszkania nie ma większego znaczenia. Życzę wszystkim większej życzliwości i słoneczka :) Marta

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Bądź człowiekiem i pisz co ci na sercu leży. Nie klnij, dyskryminuj i po prostu nie bądź człowiekiem.

Popularne posty