Strajk nauczycieli w Victorii

Wczoraj mieliśmy największy w historii (ponoć) strajk nauczycieli w naszym stanie. Już kiedyś o tym pisałem, ale sprawa ciągnie się jakiś czas i można by powiedzieć, że narasta. Sami jesteśmy tego "ofiarami" jak bardzo dobry nauczyciel ze szkoły naszego syna przeniósł się do Sydney, gdzie dostał lepsze warunki pracy i przede wszystkim stabilność zatrudnienia. Bo o to tu głownie chodzi, nie o podwyżkę pensji (której oczekują na poziomie 4% rocznie a nie 30% w ciągu 3 lat jak nagłaśniają media).  

Stadion Rod Laver Arena okupowany przez nauczycieli (News. com.au)

Strajkowały szkoły państwowe i katolickie, prywatne nie bo tam mają ponoć lepsze warunki pracy (albo nie wolno im strajkować ;-)). Przemaszerowali przez miasto, zgromadzili się na stadionie i protestowali, coś koło 4000 ludzi. Nie było zamieszek. Strajk był dobrze przygotowany, dzieci miały dzień wolny (z czego się cieszyły ale nie tak do końca, bo widziałem, że trochę się jednak martwiły bo nie do końca rozumiały co się dzieje, choć mieli w szkole też na ten temat lekcje). Rodzice się mniej cieszyli bo coś trzeba było z pociechami zrobić, choć raczej popierają postulaty nauczycieli. Wszyscy by chcieli aby ich dziecko chodziło do klasy 20 osobowej a nie 25 osobowej jak jest teraz.

Nie znam do końca szczegółów i przyczyn tego narastającego protestu, jednak rozumiem zarówno jedna jak i drugą stronę bo byłem pracownikiem i pracodawca i powiem szczerze negocjacje są zawsze napięte, emocje niestety często biorą górę i trudno się dogadać, chociaż jest to możliwe z reguły.

Z jednej strony mamy wydaje się pozytyw, bo stany konkurują ze sobą i w zasadzie jak się nie podoba w jednym to się można przenieść do tego "lepszego", jednak nie do końca to tak jest, jednakże pewna wolność jest co warto rozważyć.

Generalnie jest brak nauczycieli z matematyki i fizyki, ale jak widać nie ma "zachęt" do tego aby zostać takowym nauczycielem. Pewnie rozwiązaniem byłoby zaimportowanie "tanich" nauczycieli np. z Polski, jest jednak bariera językowa postawiona wysoko bo IELTs na 7 trzeba zdać, a nie wiem czy już nie 8 nawet. Ot i wieża Babel się kłania ;-))

Komentarze

  1. Trzeba nie tylko zdac IELTS ale studiowac rok.A to z powodu innych niz polskie programow i metod nauczania.

    OdpowiedzUsuń
  2. No to tym bardziej trudno importowac ;-). Ale w sumie nie chialbym aby nauczyciel nie umial mowic po angielsku w kraju anglojezycznym i najlepiej jeszcze aby wiedzial czego uczy, ideal nie ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Taaaaak, najlepsi sa tzw. "nauczyciele" Angielskiego w tzw. "szkolach jezykowych" w Australii. Towarzystwo z lapanki, przypadkowi ludzie z ulicy. Jak bylem beginner-em i malo rozumialem to myslalem, ze to profesjonalisci najwyzszej klasy (zgodnie z tym co w Polsce klamali tzw."agenci edukacyjni" d/s wyjazdow do Australii) Jak zaczalem dobrze rozumiec i mowic po Ang. to dopiero spostrzeglem co to sa za ludzie i co oni potrafia.. Ich niewiedza poraza, ich podejscie do problemu nauczania to zwyczajny 'joke', a ich lenistwo siega po prostu zenitu.. Za tydzien takiej tzw."szkoly" trzeba zaplacic od $200 do nawet $300. Przy takim 'szalonym tempie' i poziomie nauczania te 12tyg to najzwyklejsze w swiecie NIC, potrzeba conajmniej 4 x tyle zeby 'cos' z tego wyciagnac, a i tak sama szkola to nie wszystko aby czuc sie swobodnie w Ang. Rachunek jest prosty.. Nie zapomnijcie pomnozyc przez 3.3 PLN. Pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zalezy gdzie chodziles, ja na TAFA (czyli Ci co strajkuja) i bylem bardzo zadowolony, cisneli jak cholera, ale efekty byly po pol roku z 4 na 6 IELT zrobilem, a tempy jestem z jezykow jak przecinak ;-)).
    Prywatne szkoly nastawiane a emigrantow to wlasnie tylko dojenie z kasy, a nie nauczanie niestety. Ale dales dobry komentarz bo "obraziles" agentow co lubie, a nie podoba sie niektorym czytelnikom ;-))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Bądź człowiekiem i pisz co ci na sercu leży. Nie klnij, dyskryminuj i po prostu nie bądź człowiekiem.

Popularne posty