Moje Melbourne reaktywacja!!!

Witam starych i nowych czytelników ponownie, po okresie wypełnionym mam nadzieję radością i rodzinnymi spotkaniami (nawet tymi na Skypie) oraz pewną ilością obżarstwa ;-)), zabieram się za donoszenie co tam u nas słychać i dzielić się spostrzeżeniami z dalekiego kraju, lądu i zadupia jak niektórzy uważają ;-).

Podsumowując jeszcze rok 2011:

1. Przetrwaliśmy bardzo trudny okres oczekiwania na PR. Wniosek na przyszłość, warto mieć zapas sił, czasu  i środków na ostatnią prostą w każdym projekcie, nie tylko przy emigracji.

2. Dostaliśmy w końcu naszego PR. Czy coś się na razie zmieniło ? To już pierwszy miesiąc minął. Nie za bardzo nam się poprawiło (oprócz masy po świątecznych przysmakach),  ale załatwiania papierów znowu było sporo. Zaczęliśmy od  wklejki z wizą w paszporcie,  potem Medicare, Centrelink. Na szczęście prawo jazdy już mieliśmy za sobą, bo zdaliśmy je wcześniej. No było to raczej przyjemne uczucie, że już przestajemy być dojnymi krowami ale nie do końca, dwa lata poczekalni na wiekszość dodatków nadal nas obowiązuje. Ale o tym napiszę później.

3. Moje leczenie, a raczej jego brak mnie osłabia, ale lekarze twardo szukają co mi jest, ilość rezonansów magnetycznych i utoczonej krwi mnie rozbraja, dobrze, ze już nie muszę za to płacić. Niestety wydaje się, że  im głebiej tym pewnie bedzie gorzej, no ale co tam na razie żyję i jest lato, oczekujemy nadejścia fali upałow na Sylwestra, ma być ponad 32C trzy dni pod rząd wow!

4. Podsumowując klepiemy jak ja to nazywam "austarlijską biedę", wynajmujemy stary dom z dużym ogródkiem, mamy dwa stare (ponad 10 lat) samochody (Toyota Camry i Daewo Nubira). No panie bieda, myślimy aby kupić sobie 55" telewizor Sony (żartuje, nie zmiściłby nam sie w salonie hehehe) .
Ja nie pracuję, ale mam to ubezpieczenie Income protection, więc dostaje 75% ostatnich zarobków (a nie były one niestety za duże). Tak przez dwa lata, może starczy czasu aby się wyleczyć. Szkoda bo pracy w moim zawodzie jest bardzo dużo i całkiem dobrze płatna. No ale może dojdę i do tego.
Udało nam się sprzedać nasz biznes z prasowaniem, aż dziw powiem szczerze. Gosia więc pójdzie do pracy na pełen etat a ja będę się zajmował domem na ile mogę (no i pisaniem bloga oczywiście ;-)).
Wszystko to idzie spokojnie samo, tylko my się stresujemy jak to będzie, to tak z Polski nam zostało.
 Myślę, że będzie znowu ciekawie, pozostańcie więc na podglądzie.

5. Jedziemy na plażę swiętować Sylwester 2012, wersje dla dzieci, jaką tu robią, czyli sztuczne ognie już o 21.30. To miłe, nie każde dziecko przecież może dotrwać do północy, a trzeba je już od małego wychowyać, że w Sylwestra trzeba sie troszke zapomnieć ;-).


Komentarze

Popularne posty