Jeszcze troche wspomnień

Teraz jeszcze trochę naszej historii:
Miałem 38 lat jak zdecydowaliśmy się tu przyjechać, dobra pozycje w działach sprzedażny, ale już nie mogłem tego zawodu wykonywać, chciałem zawsze być inżynierem a tak jakoś wyszło, że poszedłem po studiach do działu sprzedażny bo przemysł w Polsce upadł. Teraz powiedziałem sobie ze wrócę do swoich zamiłowań i dam dzieciom możliwość rozwoju większa niż mają w naszym pięknym kraju. Dzięki pracy której nie lubiłem miałem środki finansowe do realizacji swoich planow. Nie byla to moja osobista decyzja ale całej rodziny. Mam żonę i dwoje dzieci, które też miałyby w tym uczestniczyć. Gdy znalazłem Australię jako potencjalny kraj, pomyślałem to jest to, wg strategii marketingowej zwanej błękitnym oceanem, kraj idealny, daleko pusto i do zaorania. Przygotowania trwały 1 rok, a potem 6 miesięcy od czasu podjęcia decydującego celu: Australia.

Dzięki  portalowi melbourne.pl nawiązałem kontakty z Polakami, którzy tam już byli. Jak sie potem okazało, dzięki tym kontaktom udało nam się przetrwać najcięższe chwile i znaleźć dobra prace. Trochę niesamowite, ale prawdziwe, potęga internetu.


Lot i pierwszy dzień był ciężki, żeby nie powiedzieć dobijający. Byliśmy zmęczeni, przeszukiwali nas pod katem narkotyków (i nic nie dały łzy dzieci i żony), padaliśmy z nóg, hinduski taksiarz wyrzucil nas przed naszym nowym tymczasowym domem ze słowami: harry, harry I have new customer!!! Na szczęście w apartamencie manager się nad nami ulitował, choć byliśmy za szybko (powinniśmy być około 11am a była 9am). No ale dal nam pokój, jak zaznaczył nie posprzątany. Byliśmy uratowani. Dzieciaki spały na stojąco, no jet lag robił swoje. Ale potem było już coraz lepiej. Okolica była fajna, pogoda sie poprawiła (i muszę przyznać, że był to najbrzydszy dzień w Melbourne jaki miałem okazję przeżyć (czyli teraz już 4 lata i 5 miesięcy). Zaczynaliśmy tutaj zupełnie od zera i na najgorszej z wiz czyli studenckiej.

Życie na ST KILDZIE było mile, ale niestety kosztowne no i tutaj dotknę największego problemu jaki ma człowiek na początek po przylocie, wynajęcie mieszkania/domu. Rynek w Melbourne (ale nie tylko) oszalał, ceny poszły bardzo do gory. No i zasady wynajęcia są dosyć tajemnicze, ale jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Po prostu student z rodzina, wg agentów nieruchomości, jest na ostatnim miejscu pod względem zaufania do jego zdolności finansowych. I w sumie prawda; słyszałem o takich przypadkach, że studenci aby wynająć mieszkanie przelewają swoje oszczędności na konto jednej osoby, ta pokazuje agentowi, że ma kasę, agent wynajmuje mieszkanie, człowiek oddaje kasę i pożycza następnemu. Wszystko ładnie działało do puki ci co mieli trochę kasy płacili za wynajem. Jak przestali, bo nie wyrobili finansowo to się kłopoty zaczęły. Trick został rozszyfrowany no i poszło po całości: student nie jest osoba wiarygodna.

Tak wiec przyszło nam spać u przyjaciół poznanych przez portal melbourne.pl, 2 tygodnie na materacach, jesteśmy im naprawdę wdzięczni. W końcu wynajęliśmy dom w ramach budżetu, który zakładałem i w miejscu takim, ze mamy 10minut pieszo do mojej szkoły i 5minut pieszo do syna szkoły. Jak na tutejsze odległości to rewelacja. Niestety są minusy, bo dom jest stary i słabej jakości no ale da się żyć. Drugi minus to wyjęliśmy go tylko na 6mc, tak wiec w październiku znowu nerwówka była no ale się udało i w nowym domu (też stary ale z tutejszym wynalazkiem zwanym centralnym ogrzewaniem) dużym ogródkiem, jest ok, mieszkamy w nim nadal. 

Chciałbym dodać, że nie mieliśmy w Australii nikogo, a teraz mamy znajomych i przyjaciół więcej niż w Polsce, są to Polacy ale także Ozzi. Jeśli chodzi o Ozzich to tutaj spotkało nas coś cudownego, bo jak się wprowadziliśmy to pomogli nam uruchomić urządzenia, jak piec co i cieplej wody, pożyczyli nam stół i krzesła abyśmy mieli na czym jeść, bo wynajęliśmy pusty dom bez mebli. Jak zobaczyli, że nie mamy telewizora to przynieśli nam swój (no bo my mamy trzy hehehe). Starsza pani przyszła do nas z całym ciastem i nieśmiałym zapytaniem czy coś pomoc. Jak zobaczyli ze z nas porządni schludni ludzie, to sąsiedzi sami do nas zaczęli przychodzić i się z nami zapoznawać. Okazało się, że córka jednego z nich chodzi z moim synem do tej samej klasy. Są naszymi naprawdę bliskimi znajomymi (no myślę, że do przyjaźni jeszcze trochę ale.. ).

Drugi sąsiad były gracz Footy w ich pierwszej lidze, zaprosił nas (mnie i syna) na mecz FOOTY na MCG, za free tak aby pokazać nam mecz i sprawić radość. Wydarzenie było super, 4h całkiem fajnej zabawy. Trochę poznaliśmy dzięki temu zasady tego dziwnego sportu i zobaczyliśmy nowoczesny obiekt sportowy, jaki w Polsce mam nadzieje kiedyś powstanie. Na stadionie było tylko 36000 ludzi i nikt się nie pobił, tylko było trochę pijanych. Czuliśmy się i tak bardzo bezpiecznie. Organizacyjnie jest to zrobione bardzo dobrze, nie było wielkich korków, ruch samochodowy wokół stadionu był powolny ale płynny.

Co do szkoły jaka kończyłem to był jeden z TAFE'ow w Melbourne. Z poziomu nauki języka byłem zadowolony, Ozzi English jest troszkę inny niż brytyjski, choć ich akcent osobiście mi pasuje. Trochę za szybko tylko mówią i niestety bardzo skracają wyrazy. No ale jak się osłucha to człowiek zaczyna rozumieć.
Poziom nauki na kursie klimatyzacji (odpowiednik naszego technikum) taki sobie, czas trwania dwa lata,  kurs zaczęło 11 osób skończyło 6. Matematyka i termodynamika wykończyła klientów. Musze przyznać, że dzięki polskiej szkole matematykę i fizykę to jednak umiem. No ale Koreańczycy byli trochę lepsi.
A może się trochę mało przykładałem bo nie było czasu tylko praca aby przeżyć? Nie ważne, jednak czym skorupka za młodu .... to przysłowie się sprawdza, ale po czasie dopiero to się docenia.

Podsumowując przeżyliśmy trudne 4 lata i 5  miesięcy i nic nie zapowiada, że szybko się ten trudny czas skończy, bo oczekiwanie na wizę stałego pobytu nas bardzo dołuje, ale trwamy, co pozostało. Przeszczep całej rodziny nie jest łatwy, ale ponieważ jesteśmy dobrze przygotowani wszystko idzie jakoś do przodu. Nauczyliśmy się cierpliwości i czekamy. Jesteśmy wiec dobrej myśli na przyszłość, bo jak w końcu dostaniemy naszą wizę to chyba będzie naprawdę łatwiej, o czym będę pisał.

Komentarze

Popularne posty